wtorek, 24 stycznia 2017

Noreen Summit



Imię: Noreen
Nazwisko: Summit
Dom: Hufflepuff
Rok: VI
Pozycja w drużynie: Kapitan, ścigający
Pochodzenie: Irlandia
Różdżka: Sosna i włos jednorożca, 12,5 cala



CHARAKTER


Charakter Noreen ciężko jest w pełni opisać. Jest to bowiem osoba na tyle nieobliczalna, że właściwie nie ma reguły stwierdzającej jak w danej chwili Summit się zachowa. Nie panuje nad swoimi własnymi emocjami i pewne jest to, że  Puchonka jest jednym, wielkim, ogromnym tchórzem. Być może największym na świecie… Młoda Irlandka co prawda nie przejawia tchórzostwa w codziennych i zwykłych sytuacjach takich jak robienie zakupów w supermarkecie i pytanie o drogę nieznajomego, ale każdy kto ją zna na pewno nie zaprzeczy, że największym talentem Summit jest chowanie głowy w piasek. Do tego wszystkiego jest wrednym i dość słabym kłamcą, nie znosi kiedy ktoś rani albo ją, albo bliskie jej osoby i przez to większość ludzi po prostu się jej boi. Noreen potrafi zawzięcie walczyć o swoje i nie cofnie się nawet przed rozwiązywaniem problemów siłą. Zwłaszcza jeśli chodzi o jakąś zemstę, gdyż mściwe z niej stworzenie. Miewa naprawdę szalone i niezwykle głupie pomysły i chyba tylko cudem nie zginęła w jakiś tajemniczy sposób podczas lat nauki w Hogwarcie, nie posiada w sobie również ani grama cierpliwości. Jest wieczną imprezowiczką, która nie odmawia sobie alkoholu. Woli się bawić niż siedzieć w książkach.


W swojej krwi ma przebiegłość, a jeżeli chodzi o kombinowanie i unikanie obowiązków to jest w tym niezastąpiona. Masz jakiś problem z nauczycielem lub wykładowcą? Summit coś wymyśli!
Pod maską twardej dziewczyny kryje się również uczuciowa i lojalna wobec przyjaciół osoba, którą niezwykle łatwo zranić.
Norcia nie zna żadnych granic i tak naprawdę nie cofnie się przed niczym. Nawet przed drobnym przywłaszczeniem sobie (ale w sumie bez przesady, Lupus sam sobie praktycznie ją wybrał) wilka z Zakazanego Lasu. Nadała mu „imię” , a właściwie po prostu wołała na niego Lupus (łac. Wilk) gdyż
uparcie twierdziła że jest to wolne zwierzę i nie należy ograniczać jego wolność jakimś imieniem.
Większość ludzi która miała (nie)przyjemność poznać Norę potrafi powiedzieć o niej tylko jedno… niezrównoważona psychicznie wariatka, jednak grupka prawdziwych przyjaciół których Norcia do siebie dopuszcza wie, że za tym całym murem którym się otacza jest osoba naprawdę warta głębszego poznania.

Co z tego że ma drobne problemy z prawem mugolskim… 



 WYGLĄD


Nora nie jest typową Irlandką, nie ma zielonych oczu i rudych włosów, za to są one ciemnobrązowe, a oczy wyjątkowo intensywnie niebieskie, przechodzące nawet lekko w granat. Mierzy sobie 165 centymetrów wzrostu z których jest cholernie dumna, ale mimo to lubi włożyć na nogi szpilki, aby po prostu sprawiać wrażenie wyższej.
Włosy zazwyczaj nosi rozpuszczone, gdyż naturalnie lekko się falują. Jej sylwetka jest zdecydowanie szczupła.
Nie uśmiecha się zbyt często, za to zazwyczaj chodzi z naburmuszoną miną, gdyż los potrafi płatać jej niezłe figle i rzucać duże kłody pod nogi. No ale kiedy już się uśmiechnie, jest to zdecydowanie bardzo ładny uśmiech.
Preferuje ciemne ubrania, ponieważ nie lubi wyróżniać się z tłumu. Często też na różnych częściach swojej garderoby, jak i na różnych częściach swojego ciała Norcia ma plamy od farb, gdyż jej ogromną życiową pasją jest malarstwo.



 HISTORIA



Norcia spędziła swoje dzieciństwo kompletnie odosobniona, bowiem przewrażliwiona rodzicielka nie pozwalała jej na zbyt wiele. Nie chodziła do szkoły, uczyła się w domu. Matka nauczyła ją rysować, gdyż sama była dość dobrą artystką. Prawie wcale nie pamiętała swojego ojca, który pewnego dnia po prostu nie wrócił do domu. Jak to na szpiega przystało… zaginął.
List z Hogwartu całkowicie odmienił jej życie i dopiero w szkole Norcia odkryła samą siebie i przekonała się o swoim własnym, dość nietypowym charakterze.
Znalazła sobie dwójkę przyjaciół, Lucie Miller i Gabrysia Holmesa, z którymi trzymała się do samego końca, a może i nawet jeszcze dłużej.
Cała jej „kariera” w Szkole Magii i Czarodziejstwa przebiegła dość burzliwie. Summit szczególnie znana była na lekcjach eliksirów, których po prostu nie ogarniała i nie potrafiła się ich nauczyć. Wymyślała naprawdę różne wymówki od pisania zadań domowych i od przychodzenia na lekcje, nauczyciel ją znienawidził, ona rzecz jasna również nie pałała do niego jakimś szczególnym entuzjazmem i doszło nawet do tego, że kiedy miała odczytać swoją pracę po prostu wysadziła całą klasę w powietrze i udała, że traci przytomność. Nie miała zadania domowego…
Równie znanym incydentem było również to, że Summit zupełnie przez przypadek pewnego dnia przefarbowała włosy Miller na różowo. Lucie w odwecie z włosów Norci zrobiła jaskrawą tęczę i przez około miesiąc obie dziewczyny chodziły w wystrzałowych włosach po całym Hogwarcie.
Jednak jej kariera w Quidditcha przebiegła o wiele bardziej pomyślnie. Została ścigającą w drużynie Puchonów i w siódmej klasie awansowała na stanowisko Kapitana.







CIEKAWOSTKI

-Patronusem Summit jest wilk
-Boginem nauczyciel eliksirów.
-Norcia świetnie lata na miotle.
-Jej ulubionym kolorem jest granat.
-Nie lubi kiedy ktoś dotyka jej złotego znicza.
-Ma kocyk z flagą Irlandii i nie daje go prawie nikomu dotykać.
-Nie potrafi śpiewać. 


(Kontakt z autorką gg 42413903)

16 komentarzy:

  1. Tym razem przesadziły...
    Miller i Summit nie raz miały już na pieńku z nauczycielami,a chyba z żadnym innym tak często jak ze Slughornem. Antypatia (zresztą odwzajemniona) Puchonek do starszawego profesora eliksirów była rzeczą powszechnie znaną i początek VI roku nauki jeszcze mocniej zarysował wojnę pomiędzy nimi.
    Jak chyba każdy się spodziewał, po wywołaniu katastrofy smogowej podczas zajęć, nauczyciel od razu domyślił się kto stoi za 'zamachem' i już następnego ranka panny Mimmit zmuszone były do szlabanu. A Slughorn tym razem miał przeskoczyć samego siebie...
    - Proszę zostawić tutaj swoje różdżki. Dziękuję. A teraz za mną do lochu. - Oznajmił profesor zabierając ze swojego biurka dość podejrzanie wyglądającą klatkę przykrytą od góry materiałem przypominającym gadzią skórę. - W środku są plujki europejskie. Przy ich użyciu wypolerujecie kamień na ścianach z porostów.
    I tak rozpoczął się najgorszy szlaban w historii dziewcząt. Plujki, małe żabki o gąbczastych poduszkach policzkowych, które absorbują fluidy wytwarzały olbrzymią ilość śliny, która służyła jako rozpuszczalnik flory. Nasączone śliną porosty zamieniały się w chlorofilową breję którą można było płazom wetrzeć w gąbkę by je nakarmić. W ten sposób używając rechoczącego stadka Puchonki miały wyczyścić cały, duszny i ciemny korytarz.
    Po dwóch tygodniach szlaban dobiegł końca zostawiając dziewczęta w godnym pożałowania stanie mentalnym. I wtedy Lucie zrozumiała co musi zrobić. Oto nadszedł ten dzień. Ten jeden dzień, kiedy czas powiedzieć "Basta". Wysłała pospieszny list do swych rodziców w Blackpool i trzy dni później wróciła paczka zwrotna. Później trzeba było odświeżyć parę lepszych i gorszych znajomości by pod koniec tygodnia wyglądając niczym zombie Miller mogła usiąść na skraju łóżka Norci i powiedzieć:
    - Zrobiłam to. Summit, oto koniec naszych problemów a jednocześnie i początek wojny. Musisz mi obiecać wierność naszemu celowi i wytrwałość. Razem obalimy rządy tego tyrana. Przywrócimy pokój w Hogwarcie.
    To rzekłszy położyła na kolanach Summit malutki, owinięty w materiał pakunek, który po otworzeniu odsłonił tanio wyglądającą, jaskrawożółtą przypinkę z dumnie wypisanymi na niej literami H. O. F. S.
    - Hufflepuffowy Odłam Frondacji Slughorna. - Wyjaśniła czując na sobie pytające spojrzenie przyjaciółki.

    (This is war.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miller z uśmiechem pełnym dumy zerknęła na przypinkę zdobiącą piżamkę Norci a później na swoją. Co prawda Puchonki już od pierwszej klasy były sobie jak siostry - nierozłączne i ufające sobie w pełni - jednak ten mały emblemat dodał ich relacji klasę samą w sobie. Teraz były połączone przymierzem krwi, stały ramię w ramię na froncie przewodząc najważniejszej wojnie jakiej do tej pory zaznały.
    - Oczywiście, że myślę. Nie trafiłam do Hufflepuffu po znajomości! - Obużyła się żartobliwie słysząc słowa Norcie po czym roześmiała się serdecznie. Podała jej dłoń by pomóc zaspanej Summit wstać. - Zaczęłabym mimo wszystko od pożywnego śniadania i Historii Magii. Może akurat dzisiaj Binns będzie opowiadał o jakimś spisku, który wyjątkowo nam się przyda.
    Po tym oznajmieniu Miller (która do sowiarni pobiegła rano w piżamce) sama zaczęła ogarniać się przed zajęciami zaczynając od skarpetkowej rutyny i kończąc na delikatnym make-upie. Podczas tej rutyny z zapałem poddała się wspólnemu planowaniu wraz z Norcią.
    - Malowanie na czole brzmi jak plan, ale szczerze Ci powiem, że bałabym się wchodzić do jego pokoju nocą. Nie żeby coś, ale taki zdziadziały facet bankowo ma tam kupę strasznych i niebezpiecznych rzeczy. Może lepiej byłoby wybadać kiedy chodzi do łazienki nauczycieli i dodać coś do wody żeby go zafarbowała? List.... Myślę, że to by szybko wyszło na jaw. Ale jakbyśmy zmusiły go do tego, żeby faktycznie, publicznie zrobił coś niesprawiedliwego kiedy my nic a nic nie zrobiłyśmy! To by było to. Albo wiem! Musimy jakoś dokonać sabotażu Klubu Ślimaka!
    Jeśli w Summit została obudzona bestia, to zapewne poprzez kontakt z kimś kto bestią był już od dawna. Miller nigdy nie była fanką eliksirów, jednak chcąc zostać magicznym medykiem długo starała się ignorować nieprzyjemnego, kategoryzującego nauczyciela. Dopiero szlaban związany z dojeniem jadowitych aligatorów zmusił ją do przewrotu na stronę nienawidzących go uczniów, a to jak bardzo zalazł za skórę jej i Norci dwa tygodnie temu sprawiło, że czarka się przelała.
    Kiedy po kilkunastu minutach krzątaniny dziewczęta ruszyły w stronę Wielkiej Sali, dalej knując jak najlepiej pozbyć się Horacego Slughorna z ich życia i plotkując Miller przypomniała się jeszcze jedna, niezwykle ważna rzecz.
    - Summit? Zastukaj w swoją przypinkę trzy razy palcem.- Mruknęła Miller, kiedy na końcu korytarza pojawił się znienawidzony profesor. Szelmowski uśmiech Lucie sugerował, że zaraz stanie się coś prawdziwie ekstra. I tak też było... Szkotka sama zastukała w odpowiedni sposób w swoją przypinkę, po czym szczerząc się maniakalnie szła dalej pewnym krokiem wprost na Slughorna. Kiedy była już o krok od tego by się z nim zderzyć wystawiła język robiąc tuż przed jego twarzą Bardzo Głupiąminę po czym w ostatniej chwili wyminęła profesora. - Efekt trwa tylko dwie minuty. Nie musisz mi mówić, że jestem geniuszem.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Ta... Aż dziwne, że ta cała Lily Evans się dostała do Klubu Ślimaka. Ona jest pół-krwi a tak ją lubi! Aż mnie skręca jak sobie pomyślę, jak niesprawiedliwy jest z niego człowiek.- Mruknęła Miller na wspomnienie Summit.- Zresztą nawet jakby nas zaprosił, to bałabym się tam iść! Pewnie chciałby nas publicznie ośmieszyć albo otruć! - Miller pokręciła energicznie głową, jakby chciała od siebie odrzucić tą nieprzyjemną myśl.
    Kiedy minęły na korytarzu profesora, robiąc przy okazji sporo zamieszania i głupich min Lucie poczuła się naprawdę dumna z tego co udało jej się osiągnąć. Cała ta walka ze Slughornem może i była młodzieńczą, naiwną próbą buntu, ale dla Szkotki było to niezwykle ważne. Tu chodziło o coś więcej - o honor.
    - Summit... Moja mama była w Slytherinie. Myślisz, że ma coś przeciwko robieniu kawałów nauczycielom? - Wyszczerzyła się blondynka po czym teatralnym wprost gestem otworzyła drzwi Wielkiej Sali wpuszczając zaspaną przyjaciółkę przodem. -Taaaa.... Kawa to bardzo dobry pomysł.
    Po nałożeniu sobie sporej porcji jajek na bekonie i napełnieniu kubka kawą Miller wzięła się za pałaszowanie w milczeniu rozmyślając nad słowami Norci. Oj tak, fajnie by było gdyby diabeł wcielony zniknął z ich życia... Przez ostatnie lata dziewczyna całkiem szczerze zaczęła wierzyć w to, że nauczyciel eliksirów jest winien wszystkich jej życiowych niepowodzeń. Jakby nie patrzeć, eliksiry były dla niej konieczne by dostać się na studia medyczne a jeśli dalej będzie tak jak jest, to Lucie mogła co najwyżej marzyć o tym, by myć podłogi w Świętym Mungu. Westchnęła ciężko modląc się w duchu by faktycznie udało im się coś osiągnąć i by przez te ostatnie dwa lata zaczął ich nauczać ktoś inny... Ktoś kogo będzie się dało przekupić na wystawienie jej piątki. Nie mówiąc już o tym, że Lucie naprawdę nie miałaby nic przeciwko ważeniu przydatnych miksturek, gdyby nie Slughorn.
    Z ust Luśki, niczym w zwolnionym tempie, wypadło nieco jajka i upadło na jej talerz podczas kiedy dziewczyna przetwarzała plan swojej przyjaciółki. W jej mózgu pojawił się obraz kolejnego meczu i niczym fizyk-matematyk zaczęła prowadzić wyliczenia. Boisko... Jej pozycja nieopodal obręczy ich zespołu... 78 stopni w prawo loża nauczycielska gdzie w pierwszym rzędzie siedzi Slughorn, ze względu na swój niski wzrost... Tłuczek... Dobrze wymierzony cios...
    - Na Świętą Sosnę Celtyckich Druidów, Norcia! Jesteś cholernym geniuszem!
    Po chwili wyjaśniania Summit, że plan owszem, ma spore prawo powodzenia, zwłaszcza, że Szkotka wzięła się za porządne szykowanie do egzaminów na studia i zarywała noce w wakacje ucząc się anatomii. Była więc, w stanie uderzyć w odpowiedni sposób kupując im przynajmniej tydzień-dwa bez Slughorna.
    - Boję się tylko, że kiedy się już obudzi to wszystko pójdzie na nas. To będzie musiał być strzał rykoszetem. - Odruchowo spojrzała za Norcią i uśmiechnęła się krzywo widząc Evans z książką. "Lizus" przemknęło jej przez myśl, ale nie powiedziała tego na głos, bo mimo wszystko nie miała nic przeciwko Gryfońskiej pani prefekt.
    - Dzisiaj nie, dzisiaj tylko ta nieszczęsna Historia a potem Opieka Nad Magicznymi Zwierzętami.

    OdpowiedzUsuń
  4. Paul nie wiedział co ma na to odpowiedzieć. Ot, właśnie spotkał swoją nemezis. Gadający przedmiot, który nie jest drewniany, lecz metalowy. Jak niby ma się z nim porozumieć? Przecież to nie ma prawa bytu, metal może dzwonić, jak widać może też mówić, ale nie może być z sosny… Co powinien zrobić? Sądząc po wyglądzie zbroi wiedział, że musi myśleć szybko, inaczej może zaraz zostać pozbawionym głowy. Stwierdził więc, że może zrobić tylko jedno. Sięgnął do kieszeni swojego płaszcza i wyciągnął zapas kolacji, którą postanowił zostawić sobie na później by mieć co podjadać ukradkiem w nocy. Położył przy stopach zbroi pokłonił się i powiedział
    - O Wielka, Pradawna i Wspaniała Zbrojo! Nie karz mnie proszę za moją pychę i dumę! - Powiedział szukając w głowie co jeszcze mógłby dodać - Yyy… Składam Ci także w darze to pożywienie byś mogła… Zjeść je zamiast mnie…? - Dodał z bardzo niepewnym wyrazem twarzy.
    Nie mógł mieć pewności, że to wystarczy. W zasadzie teraz już niczego nie był pewien, ale gdy już zaczynał mieć nadzieję, że ujdzie z tego cało za oknem rozległ się głośny grzmot. Paul słysząc to podskoczył i wiedział, że to pożywienie raczej nie wystarczy. Wygrzebał jeszcze z kieszeni pączka i lekko już sparaliżowany strachem spojrzał na swego kata.
    - Czczy mmogę w takim razie uczynić coś innego na znak mej dobrej woli?
    Wtedy też usłyszał jak “zbroja” mówi mu, że muszą porozmawiać.
    - Wyznam wszystkie moje przewinienia, ale nigdy nie namówisz mnie do metalowych sztućców! - Rzucił, po czym zauważył, że za zbroją kryje się sylwetka.
    - Nieeeee! To biorganicznometalowa zbroja z podwójną jaźnią! Mój koszmar stał się prawdą! - Odskoczył aż pod ścianę za nim i dopiero wtedy zauważył, że ta sylwetka zaczęła wychylać się z zza konturu zbroi. Nie mógł jeszcze jej poznać, ale widział, że to jednak jest czarodziej. Dostrzegł też Puchońskie barwy co także było uspokajające. Bicie serca zaczęło zwalniać z 1562. uderzeń na minutę do jakichś bardziej ludzkich.
    - Aleś mnie nastraszyła! Uff… Ufff… Tak myślałem, że nowi Puchoni muszą przejść jakiś chrzest bojowy… Jak się dowiedziałaś o moich największych słabościach?

    /Stefańczyk

    OdpowiedzUsuń
  5. Chłopak słysząc te słowa zaczął przez chwilę wyobrażać sobie jak ludzie zaczynają przybijać z nim piątki na korytarzu, jak uśmiechają się do niego i wołają “Hej! Paul! Pogadaj też z moją zbroją!” … i wtedy przestało to być cool wyobrażenie, wolał jednak więcej nie rozmawiać ze zbrojami.
    - Wiesz, kiedyś wmówiłem mojemu koledze, że umiem rozmawiać z niedźwiedziami! Brzmiało to mniej więcej tak: Rrrrrrr-ghghghghgh! I on w to w to uwierzył! Więc myślę, że gdyby nie fakt, że zbroje to zbroje to nawet mógłbym przyjąć taką sławę - Powiedział chłopak z ciepłym uśmiechem, poprawiając ręką bujną czuprynę.
    - Slughorn? To ten od eliksirów, tak? - Powiedział wcinając się trochę po czym mimowolnie nadeszła odpowiedź na jego pytanie - Oh tak, no tak. - Przytaknął.
    - Myślę, że dałoby się zrobić. Mogę być waszym szpiegiem od wewnątrz, ale czy dostanę w zamian jakieś informacje w sprawie klubu obrony przed czarną magią? Wiesz… Eliksiry to jakoś ogarniam, ale odkąd poświęcam im więcej uwagi to gorzej mi idą same zaklęcia… - Przez jego twarz przeszedł przykry grymas, a ciało przeszył dreszcz na wspomnienie ogona.
    - To od czego mam zacząć? Zdobędę najwyższą notę z tego chrztu i pokażę na ile mnie stać! - Powiedział już maślanym wzrokiem Steffanof. - Możesz na mnie liczyć.


    /Stefańczyk

    OdpowiedzUsuń
  6. Idealnie wymierzony rykoszet. Te słowa odbijały się echem po głowie Miller jeszcze dobrą chwilę, podczas kiedy dziewczyna oswajała się z nową misją. Nagle, kiedy pozbycie się i uwolnienie od Slughorna było na wyciągnięcie ręki Lucie zaczęła się nieco bać. A co jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli za ich sprawką nauczyciel straci życie? Może lepiej byłoby napisać anonimowy list do Brooka i zostawić ten problem na jego barkach... Analizując w ten sposób ich świetny plan, trochę na automacie skończyła śniadanie i aż wzdrygnęła się kiedy tuż przy jej uchu dał się słyszeć głos Summit.
    - Ta... Można by pospać. Ale z drugiej strony już tak blisko egzaminów, że może lepiej chociaż próbować słuchać. Zaczynam się bać, że nie zdam. - Przyznała Lucie i choć jej ton brzmiał całkiem żartobliwie to w oczach czaił się lekki przestrach. Choć dziewczyna była luzakiem i bliżej jej było do łobuza niż kujona, to jednak chciała ukończyć szkołę. Natomiast myśl o planach na przyszłość tchnęła nową pewność w plan pozbycia się Slughorna. Wstała od stołu pakując sobie jeszcze na odchodnym małą muffinkę do buzi.
    - Nie ma co panikować. Wydaje mi się, że Lupus nie przepada za innymi ludźmi i to go skutecznie utrzyma w bezpiecznej odległości. A jeśli masz ochotę się z nim spotkać to możemy się jakoś zwinnie odłączyć na chwilę od reszty i poszukać go, a potem powiedzieć, że się zgubiłyśmy! - Mrugnęła porozumiewawczo w stronę przyjaciółki i ruszyła w stronę klasy.
    - I oczywiście, że mam ochotę polatać! Te głupie szwy w końcu zagoiły się na tyle, żebym mogła siąść na miotłę.- Kiedy już zajęły swoje miejsca Miller jak na złość w ogóle nie mogła skupić się na lekcji. W pewnym momencie złapała się nawet na tym, że na pergaminie zamiast notatek miała całą serię rysunków z wyliczeniami kątów odbicia tłuczka i zestawieniami najlepszych odbić. Kiedy Norcia podsunęła jej pod nos rysunek boiska zerknęła na przyjaciółkę rozumiejąc, że ich plan jest już podpieczętowany. - Myślę, że słup to dobre miejsce. Takie same słupy są dookoła trybun i czasami używamy ich do podkręcenia tłuczka, nikogo nie powinno dziwić celowanie w jego stronę... A gdyby przypadkiem odbił w stronę profesora....- Lucie nie dane było skończyć, bowiem w klasie miało miejsce jakieś poruszenie. Binns poprosił właśnie jedną z uczennic do odpowiedzi, każąc jej wyjść na środek klasy. Wtedy to padła cała seria pytań o Ludovica Bagmana... Lucie skojarzyła nazwisko z Szefem Departamentu Magicznych Gier i słysząc jego historię trzepnęła Norcię w rękę.
    - ... i wtedy to pan Bagman wygrał mecz po uderzeniu rykoszetem głównego sędzię, co za skutkowało wprowadzeniem jako zamiennik przekupionego znajomego. Naturalnie cały przekręt wyszedł na jaw i Bagman zniknął ze światka czarodziejów, uciekając przed goblinami, którym winien był sporą sumę pieniędzy. Po jego powrocie w latach 70'tych szybko objął posadę Szefa Departamentu i właściwie do tej pory nie wiadomo jak rozwiązał swoje problemy.
    Lucie wlepiła wybałuszone oczy w Norcię. Ciężko jej było uwierzyć, by to co właśnie usłyszały nie było znakiem.
    - Summit! Jeśli on po takim przekręcie pracuje w ministerstwie, to ja się już serio nie boję tego zamachu! Moje ręce to Twoje ręce pani Kapitan! Pokieruję tłuczkiem w Slughorna i wyzwolę nas.

    OdpowiedzUsuń
  7. A więc wszystko zaczęło się tak. Rudy siedział w Wielkiej Sali , jak zwykle zbierając pod stołem jedzenie dla swojej "drugiej połówki" i jednocześnie zagadywał swoich domowników, aby zgrabnie ukryć swoją niewygodną pozycję przy stole. I wtedy to któraś z dziewczyn wskazała palcem wchodzącą do Sali parkę i zaczęła zachwycać się ich idealnością i dobrym wpływem na siebie. Rudy, nie chcąc wypaść z tematu, podążył wzrokiem ku drzwiom tylko po to by zobaczyć Evans z Potterem. I to właśnie wtedy zrozumiał czego potrzebował w życiu. Czego do tej pory mu brakowało. Zerknął na plotkującą koleżankę i zagadnął.
    - Myślisz, że ona czyni go stabilniejszym emocjonalnie? Jakby nie patrzeć w tym roku jeszcze nie zawiesili za nic Pottera...- Starał się by jego głos brzmiał mimochodem, jednak wzrok uciekał ku koleżance z dzieciństwa. Rudy i Lily w młodszych klasach stanowili całkiem zgrany zespół. Dzielili ławkę na Histri Magii i całkiem dobrze im się spędzało wspólnie czas. Potem jednak pojawił się Potter, całe to zamieszanie ze Snape'em i Rudy odsunął się w cień.
    - Zdecydowanie! Miłość czyni nas pełnymi.- Wytrajkotała przejęta Krukonka a Bates przewrócił oczami i odszedł od stołu, zapominając o tym, że powinien ukryć wynoszone przez siebie jedzenie.
    A więc to tak... Lily czyniła Pottera lepszym, stabilnym. I przecież dawniej, będąc jeszcze małą dziewczynką też miała dobry wpływ na tego tłustowłosego Ślizgona, którego teraz wszyscy uważali za maniaka czarnej magii. Nawet Bates w zeszłym roku przeżył załamanie nerwowe. A co jeśli Evans mogła temu zaradzić? Wniosek był prosty. Wypytał po znajomych, zapytał samego siebie i został wydelegowany na poszukiwanie Noreen Summit z Hufflepuffu. Raz prawie udało mu się ją złapać na zajęciach eliksirów, ale potem był ten wybuch smogu a Puchonka rozpłynęła się w dymie. Potem jakoś nigdy nie widział jej nawet na chwilę na osobności, aż ponad dwa tygodnie później z okna sypialni przyczaił panią Kapitan na samotnym treningu. Złapał kurtkę, swoje ukelele i udał się na boisko.
    Usiadł sobie na trybunach, w połowie skąpany w mroku wczesnego wieczoru i brzdąkając jakieś wesołe melodyjki czekał aż Summit skończy latać na miotle i będzie mógł zabrać jej chwilę czasu. Nim to miało miejsce i Norcia dobiła do portu zwanego ziemią zdążyły mu już kompletnie zdrętwieć z zimna palce.
    - Ahoj Kapitanie! Piękna łajba. - Zakrzyknął w stronę ciemnowłosej dziewczyny, przeskoczył przez ławkę i salutując stanął przed Summit. Pozwolił zgromić się spojrzeniem i czując, że musi zachować należyty, wojskowy wręcz szacunek wyjaśnił swoją obecność. -Nazywam się szeregowy Rudy Bates, przybyłem tutaj błagać o pomoc. Płacę trzy galeony i dwa baniaczki pędzonego przez siódmy rok Krukonów bimbru, jeżeli tylko zgodzi się pani Kapitan pomóc biednemu żołnierzowi. A-a-a! Jeszcze nie skończyłem - pytania będą później, bo przedtem sam muszę się upewnić czy jest mi pani w stanie pomóc. Pytanie pierwsze: Czy to prawda, że chodzi pani z tym fanatykiem Detektywa z Baker Street ? Czy to prawda, że jesteście razem już ponad rok i to czyni was drugą najstarszą parą w szkole? Fantastycznie. Teraz może pani pytać. - Po zasypaniu Summit całą tą masą gadaniny stuknął obcasem o obcas i przeszedł do pozycji spocznij promieniejąc przy tym ciepłym, szelmowskim uśmiechem. Trzymać smutki z dala od siebie, to była jego zasada numer jeden. Nadeszła jednak pora kiedy musiał przyznać jaki jest jego prawdziwy cel i po delikatnym westchnięciu odpowiedział, na zadane zapewne przez Summit pytanie.
    - Potrzebuję byś nauczyła mnie uwodzić, ze skutecznością podobną do tej którą osiągnęłaś na Holmesie. Musisz nauczyć mnie uwodzić tak dobrze, żebym był w stanie odbić Lily Evans Potterowi. Uwierz mi, to sprawa większa niż życie.- I nie kłamał. W końcu chodziło przecież o jego życie i o jego drugie życie. A to była śmiertelnie poważna sprawa.

    / Rudy Bates /

    OdpowiedzUsuń
  8. -Tak jest, pani Kapitan! - Powiedział nadal konspiracyjnym szeptem chłopak. Przysłuchiwał się propozycjom swojej kompanki i stwierdził, że powinno się udać. Lubił zabawy z eliksirami prawie równie mocno co z sosnowym drewnem.
    - Tylko po co ktoś miałby do mnie skakać? - To skonfudowało dość mocno biednego Paula, ale powiedział to w zasadzie bardziej do siebie niż do Norci, odwrócił się i rzucił jeszcze na odchodne - To do zobaczenia jutro na zajęciach, jeszcze na nich postaram się w takim razie o zaproszenie.

    * * *
    Następnego dnia Norcia wraz z resztą towarzystwa Puchońskiego była świadkiem niebywałego wydarzenia. O to właśnie Slughorn powiedział uczniom co mają robić i kompletnie nie zwrócił uwagi na nową twarz - Paula. Nauczyciel ten słynął z tego, że dość szybko dostrzega talenty co mogło napawać niezbyt dużym optymizmem Mimmity. Jednak już po pierwszych ruchach sosnową łyżką w garnuszku Slughorn dostrzegł w Paulu coś, czego jeszcze nie widział nikt inny. Podszedł do chłopaka i zapytał:
    - Jak Cię zwą chłopczę? Nie pamiętam Cię.
    - Jestem Paul Staffanof panie profesorze, jestem uczniem z wymiany i wcześniej uczyłem się się w szkole rosyjskiej.
    - W takim razie posłuchaj mnie Paul… Tego eliksiru lepiej nie mieszać drewnianą łyżką, ze względu na to, że eliksir zacznie wykazywać niepożądane właściwości. Musisz zrobić go od nowa. - Choć nauczyciel wyraźnie upominał ucznia wyraźnie jednak był zafascynowany nim i jak na srogiego Slughorna wykazał wręcz ciepłą empatię. Być może zobaczył w uczniu potencjał, a być może był tylko ciekaw. - Przyjdź do mojego gabinetu po zajęciach, omówimy różnice programowe.
    Wszyscy na sali wiedzieli co to oznacza i współczuliby chłopakowi gdyby nie tylko nie dziwny fakt wyjątkowo ciepłego jak na tego demonicznego nauczyciela… Czyżby Horacy nawdychał się zbyt wiele dymu ostatnimi czasy i stał się milszy? Zajęcia dla niektórych całkiem szybko, dla innych dość ślimaczo przeminęły i można było się wydostać z sali przeznaczonej zajęciom eliksiry. Wszyscy wyszli z sali, a skonfudowany Paul zmierzył w kierunku gabinetu profesora, a przez jego myśli przelatywały rozmowy oraz pytania jak to możliwe, że nie mógł używać łyżki sosnowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi


    1. * * *
      Po spotkaniu w gabinecie udał się na umówione spotkanie z Norcią, w ustalonym miejscu, gdzie nikt ich nie przyłapie i nie nakabluje Slughornowi. Nigdy nie wiadomo kto będzie szpiegiem dlatego Paul miał ze sobą w kieszeni gałązkę sosny, która miałą ochronić go od złego. Dotarł w końcu do miejsca spotkania i zaczął od opowieści co przydarzyło mu się w gabinecie.
      - No to wszedłem do gabinetu troszkę zagubiony. Profesor przywitał mnie dość ciepło i poprosił bym podszedł z nim do wystawki. Miał na niej pełno zdjęć różnych uczniów i zaczął mi opowiadać, że są to najbardziej zdolni uczniowie jakich uczył. Cytując “to minister magii, to ktoś tam, a to mistrz cukiernictwa, a to syrenka, która założyła pewien staw zamieniający czasem w syrenki”. Opowiedział mi trochę o klubie i zapytał czy chcę być jego częścią. Powiedziałem więc, że nie wiem czy jestem wystarczająco dobry, zwłaszcza, że zostałem upomniany… - mówiąc to nie mógł patrzeć w oczy dziewczyny obawiając się, że zabije go za te słowa - Jednak Slughorn poklepał mnie wtedy po ramieniu i powiedział, że tylko ktoś bardzo utalentowany w dziedzinie eliksirów byłby w stanie mieszać ten eliksir łyżką sosnową i nie doprowadzić do wybuchu. W sumie to kompletnie tego nie rozumiałem bo prawie wszystkie eliksiry mieszam łyżką sosnową, a nie przypominam sobie by miało to jakiś wpływ. Muszę częściej brać to pod uwagę. Kontynuując jednak Horacy poprosił mnie jeszcze bym opowiedział o podstawie programowej w mojej szkole, chciał wiedzieć z czego jestem do przodu i czego mi brakuje. Zadowoliły go moje opowieści i trochę rozbawiło go moje powiązanie z sosnami, ale bardziej chyba zaintrygowało. Powiedział, że chce mnie widzieć na najbliższym spotkaniu klubu za 3 dni. - Zakończył swoją opowieść chłopak i dodał po chwili
      - Myślę, że już mogę siebie nazwać szpiegiem od środka. W takim razie jakie jest moje pierwsze zadanie? Chcecie bym przekazywał wam informacje jak robić lepsze eliksiry? Czy może mam dorzucić coś do jego herbaty? W sumie to mam pomysł… Może zamienimy łyżki psorka na takie, które są z innych materiałów niż się spodziewa? Mogę też dolać mu coś do herbaty *tu zaśmiał się złowrogo*... Oh i najważniejsza, prosił mnie też bym mu dostarczył zdjęcie… Które uważasz za lepsze - to (przedstawało młodszego o kilka lat Paula przytulającego sosnę) czy to (przedstawiało Paula sprzed kilku lat, który siłował się z niedźwiedziem)?

      /Stefańczyk

      Usuń
  9. Lucie przetarła zmęczone oczy, które zostały zaatakowane przez ostre światło poranka, kiedy tylko dziewczyna uchyliła drzwi wielkiej sali. Jesień tego roku była zaskakująco piękna i intensywne światło porannego słońca wpadające przez okna rzucało ostre smugi światła na ziemię. Dziewczyna mruknęła coś mało przyjemnego pod nosem i ruszyła pospiesznie w stronę stołu Hufflepuffu. Może faktycznie trzeba było przepisać część eseju na Historię Magii słowo w słowo z podręcznika jak radziła Summit. Siedzenie nad tym tak długo nie było najlepszym pomysłem, bo teraz głowa zaczynała ją boleć na sam widok światła. A przecież po zajęciach mieli trening. "Jak nic dostanę dzisiaj tłuczkiem w dekiel." przemknęło jej przez myśl kiedy siadała przy stole zwrócona tyłem do słońca.
    Podniosła skąpaną w cieniu twarz rozglądając się za najbliżej ulokowanym dzbankiem kawy, sięgnęła po niego i nalała do kubka aż po brzeg. Aromat napoju uniósł się powoli w stronę jej nosa zbawczo wpływając na jej samopoczucie. Nieco weselszym spojrzeniem zmierzyła stół wyglądając najbardziej smakowitych, śniadaniowych kąsków. Jej wzrok zatrzymał się na Grubym Mnichu, który jak zwykle zaczynał obchodzić Święto Duchów na parę tygodni za wcześnie i pokazywał właśnie uczniom pierwszego roku jak jeszcze za życia zajadał się kurczęcymi kąskami. Wrzucane do ust kawałki mięsa przelatywały przez jego okrągły brzuch i lądowały z powrotem na talerzu, jednak Lucie jakoś straciła na nie ochotę. Mogłaby też przysiąc, że choć Mnich był duchem to udało mu się przez ostatni tydzień przytyć kilka kilo...
    Koniec końców sięgnęła po tosta i przysunęła sobie słoiczek z dżemem co by dodać temu dniu choć trochę słodyczy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Miller drgnęła zaskoczona, kiedy obok niej posadziło zadek jakieś chodzące tornado. Szybko ogarnęła, że to jej ukochana Summit, która przecież poszła spać przed dwudziestą. Zerknęła na tryskającą energią przyjaciółkę i nie mogła się nie uśmiechnąć.
    -Serio, serio...- Przyznała z niejaką dumą. Chyba była jedyną osobą w ich klasie, która faktycznie próbowała napisać coś z głowy w ramach tego eseju. Zresztą - był na temat historii magii medycznej, więc Miller nawet jakoś umiała się do tego zmusić. Od czasu tego pamiętnego wypadku w Zakazanym Lesie, kiedy umarł Chris Lucie jeszcze bardziej niż wcześnie chciała zostać Uzdrowicielem.
    -Tak, pogoda idealna. Ale jak znam, życie to jak za tydzień będziemy grać ze Ślizgonami to spadnie deszcz i będzie cudowne, śliskie błotko żeby grało im się lepiej.- Mruknęła tracąc z twarzy uśmiech i wepchnęła sobie do mordki tosta, żeby ukryć niezadowolenie. Było jej dzisiaj jakoś tak pod górkę i żeby udowodnić to jeszcze bardziej to spora część truskawkowego dżemu spadła jej na brodę zmuszając w rezultacie Millerową do zrobienia cudnego derpa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wizja Ślizgonów w błotku przyprawiła Miller o półprzytomny uśmiech, który w połączeniu z dżemem na twarzy mógł budzić grozę niczym "Thriller" Michaela Jacksona w roku 1983. Lucie jednak była na tyle przytomna, żeby zjeść resztkę tosta i sięgnąć po chusteczkę, którą udało jej się doprowadzić twarz do porządku.
    -Ależ ja jestem obudzona! Mogę Ci wyrecytować całą notkę biograficzną Świętego Munga od tyłu. Chcesz?- Wyszczerzyła się maniakalnie i właściwie sama nie była pewna czy zaoferowała to żartem czy serio. Kiedy tylko Norcia wspomniała o boisku zrobiło jej się lepiej. Myśl o chłodnym, orzeźwiającym wiaterku, który delikatnie łaskota po karku i policzkach oraz poczuciu wolności jakie niesie ze sobą lot na miotle. Nie pozostało jej nic innego jak się zgodzić.
    -Masz rację, Summit. To jest to czego nam trzeba. Poczekaj tylko chwilkę...- Oznajmiła Lucie wstając z ławki po czym zamiast ku wyjściu z zamku ruszyła w powrotem w stronę dormitorium. Nie minęło kilka minut kiedy nieco ociężałym truchtem Miller wróciła z podziemi mając założone na nos różowe okulary przeciwsłoneczne. Uśmiechnęła się szeroko do przyjaciółki i stwierdziła.
    -Teraz nie masz ze mną szans.

    OdpowiedzUsuń
  12. Miller poczuła się dużo lepiej, kiedy znalazła się już na dworze. Ciężko określić czy była to zasługa okularów chroniących przed ostrym światłem czy raczej przyjemnie orzeźwiającego chłodu, jednak wyjście na błonia spełniało swoje zadanie. Dziewczyna wciągnęła głęboki oddech i na jej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech. Tego było jej trzeba.
    Przeciągnęła się powodując tym samym plejadę strzelająco-skrzypiących dźwięków wydobywających się z jej kręgosłupa i w kilku krokach dogoniła Norcię.
    -Pożyjemy? Widzę, że masz bardzo optymistyczne myśli.- Rzuciła z maniakalnym wyszczerzem. Docinki nie miały jednak za bardzo jak być kontynuowane gdyż dziewczęta dotarły już na boisko i obie szybko zaczęły się przebierać. Miller zarzuciła na siebie tylko zewnętrzną szatę, bo jednak na miotle wiatr dokuczał trochę mocniej a jej sweter nie należał do najgrubszych. Kilkoma obszernymi skłonami rozciągnęła najważniejsze mięśnie i wskoczyła na miotłę.
    -Always.- Mruknęła do Norci na jej pytanie, bo autorka musi się jakoś zrewanżować za zapach sosen, który o mało nie doprowadził do udławienia się kawą. Lucie tymczasem odbiła się od ziemi i wystrzeliła w górę tak by spotkać się twarzą w twarz z Kapitan Summit.
    -Dokąd się ścigamy? Która pierwsza strzeli głupią minę przed oknem gabinetu Dumbledore'a?- Lewa brew Miller uniosła się nieco podczas kiedy jej usta ozdobił wyzywający uśmieszek. Jak się bawić to się bawić. Przecież dopiero co widziały jak profesor spóźniony przychodził na śniadanie, więc gabinet i tak był pusty.

    OdpowiedzUsuń
  13. -Przyjemność? Nie, nie absolutnie to nie jest przyjemność. Nienawidzę tych okularów, tylko oczy mnie bolą ze zmęczenia.- Stwierdziła pospiesznie Miller robiąc najpierw minkę 9. Jakie szczęście, że Summit tak mało wiedziała o trendach mugolskiego świata i muzyce, której poza szkołą słuchała Lucie. Nie żeby dziewczyna połowę wakacji przepracowała na te okulary.
    Chcąc jednak szybko zmienić temat, żeby Norcia przypadkiem nie zauważyła czegoś podejrzanego na jej twarzy Lucie również przybrała odpowiednią pozycję startową, wymierzyła miotłę w stronę gabinetu dyrektora i mrugnęła w stronę Norci.
    -Oczywiście! Masz już pomysł na swoją głupią minę?- Zapytała jeszcze przyjaciółkę po czym sama pochyliła się nad miotłą i rozpoczęła odliczanie.
    -Trzy, dwa, jeden! Staaaaaart.- Ryknęła ile sił w przeponie i szarpnęła swoją miotłę ku górze. Świsnęło jej w uszach przez osiągniętą prędkość i po kilku sekundach boisko zmalało oddalając się znacznie od Miller. Lucie była w pełni skupiona na wyścigu - obrała najkrótszą trasę ku gabinetowi i tylko kątem oka zerkała na śmigającą tuż obok niej Norcię. I przez chwilę, bardzo krótką chwilę poczuła dziwne ukłucie w żołądku... Jakiś pierwotny głos mówiący jej, że to pojedynek na śmierć i życie i że Summit aż się prosi, żeby ją zrzucić z miotły...

    OdpowiedzUsuń
  14. Lucie była skupiona na całym tym szalonym wyścigu do granic możliwości. Prawdopodobnie na niejednym meczu nie dawała z siebie aż tyle co w tej chwili. Dlatego też, kiedy Norcia zanurkowała nieco w dół to dziewczyna doszła do wniosku, że jej wysiłek przynosi efekty i Summit po prostu zostaje w tyle. Na ułamek sekundy pozwoliła pełnemu dumy uśmieszkowi pojawić się na jej twarzy.... I poczuła nagle szarpniecie za szatę. Naturalnie wytrenowana Miller nie spadłaby od tak delikatnego szturchnięcia nawet w takim szalonym pędzie, jednak jej równowaga została nieco zachwiana. Mimo wszystko Miller najlepiej trzymała się na miotle mając w ręku pałkę i przywykłam do ciężkiego patyka, który pomagał skorygować punkt ciężkości ciała. Pozbawiona swego największego atutu musiała równowagę odzyskać sama... A to wymagało by na chwilę zwolnić szalony pęd. Całe to zajście pozwoliło Summit wysunąć się na prowadzenie. Kiedy tylko dotarło do Lucie jak potworny oszustem jest Noreen ten głos, który wcześniej starała się stłumić teraz zaczął ryczeć jej prosto do ucha niecenzuralne rzeczy. Miller wykrzywiła się na twarzy i poczuła jak sumienie zostaje gdzieś daleko za nią. Przytuliła się mocniej do miotły, tak aby stawiać mniejszy opór dla powietrza i przyspieszyła lot... Metr po metrze doganiała powoli Norcię, zbliżając się niebezpiecznie do tylu jej miotły. Nie miała jednak zamiaru omijać przyjaciółki. To był rewanż. To była jej szansa pokazać z czego zrobiona jest Miller. A była w tej chwili odlaną z zimnego żelaza suką, która niczym kula wystrzelona z pistoletu zbliżała się do zadka Summit. -Wiec tak chcesz się bawić?!- Ryknęła tonem kompletnego szaleńca i chwilę później doszło do kolizji. Potworny huk rozszedł się echem po całych błoniach a siła uderzeniowa rozeszła się fala po całym ciele Szkotki. Chyba trochę przesadziła... - to była pierwsza racjonalna myśl od dłuższej chwili jaka przemknęła przez umysł Lucie. Chwilę później poczuła, że jej nadłamana od przodu miotła osuwa się powoli w stronę ziemi budząc bardzo nieprzyjemne uczycie w jej żołądku. To był ten moment kiedy zaczęło się w jej głowie pojawiać dużo więcej racjonalnych myśli, Ale było na nie już trochę za późno. Pikowała wprost na spotkanie chłodnej ziemi i nawet piękne, różowe okulary nie mogły jej pomóc. Zresztą z Summit nie było chyba dużo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Lucie stała jak wryta na korytarzu koło kuchni i wytrzeszczała oczy na zawieszoną na ścianie martwą naturę. Mijała ten obraz codziennie, odkąd rozpoczęła naukę w Hogwarcie i nigdy nie zwracała na niego większej uwagi. Ot, misa pełna owoców. Jedyną rzeczą, która w tym obrazie była wyjątkowa był fakt, że strzegł on wejścia do kuchni.
    Jednak tego dnia wydarzyło się coś niespodziewanego, co miało kompletnie zdanie młodej Szkotki o sztuce.
    Różowowłosa dziewczyna nagle zaciągnęła się powietrzem i zamrugała gwałtownie, jak gdyby wybudziła się z głębokiego transu. Natychmiast ruszyła biegiem w głąb korytarza i zatrzymała się dopiero, kiedy stała w swoim dormitorium i potrząsała swoją śpiącą przyjaciółką.
    - Summit! Summit śpiochu! Nie uwierzysz co się właśnie wydarzyło. Ja wiem, że jest sobota, ale bez przesady! Potrzebuję Cię, Suuuuummiiiiiiit.
    Kiedy tylko Norcia otworzyła oczy, Lucie usiadła obok niej i zaczęła trajkotać jak najęta.
    - Słuchaj, nie uwierzysz co się stało. Chciałam się zakraść do kuchni na wczesne śniadanie, bo nie mogłam spać i podchodzę do tego obrazu z gruszką, nie? Zaczynam ją smyrać i czekam aż się pojawi klamka... A tu zamiast tego, gruszka odskakuje na bok i na jej miejscu pojawia się szyszka! Ja Ci mówię, Summit. Coś dziwnego dzieje się z obrazami w zamku. Bo mało tego... Ta szyszka zaczęła śpiewać! Ja chyba wariuję, Summit. Wstawaj szybko, musimy tam iść i powiesz mi czy też to widzisz.
    Skończywszy tą absurdalną litanię, Szkotka zaczęła ciągnąć Norcię za ramię, kompletnie ignorując możliwe próby sprzeciwu. Lucie była wieloma rzeczami, ale zdecydowanie nie była wariatką i musiała jak najszybciej to potwierdzić.

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń